Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

(1881-1948)
kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin

1897-1922

Kiedyż?

[XI 1907]
Terror, skrytobójstwo, sztylet. Tą bronią wojowała w ubiegłym stuleciu masoneria, obalając trony katolickie, paraliżując wpływy Kościoła. Pellegrino Rossi, Garcia Moreno i tylu innych, to ofiary i pomniki z tych czasów.

Z biegiem lat ewolucja stosunków społecznych wydała potęgę, o którą się kruszyć musiały nawet sztylety: stworzyła prasę o dzisiejszych formach. Bez wpływu na taktykę tajnych stowarzyszeń nie mógł fakt ten pozostać. W lożach bardzo rychło obudziła się świadomość niezmiernego znaczenia organizacji dziennikarskiej. Zrozumiała masoneria, że przede wszystkim musi prasę opanować. Sztylet odłożono na inne czasy, rzucono się natomiast do pióra. Po okresie mordów i postrachu nastała era kalumnii i gwałtów dziennikarskich.

Inny środek walki, inna broń, inna taktyka, ale cel ten sam, ta sama zbrodniczość, ta sama nienawiść do wiary, czarna, nie przebłagana. Odtąd prasa masońska poluje na skandale katolickie i fabrykuje je w miarę zapotrzebowania, odznaczając się na tym polu płodnością godną podziwu, żelazną wytrwałością, zuchwalstwem bezgranicznym. Jest to walka systematyczna, sztucznie podtrzymywana, prowadzona umiejętnie wedle rozkazów wielkiego wschodu wychodzących z pałacu Giustinianich. Ekscesy księży, mnichów, zakonnic, mężów katolickich stały się ulubioną strawą, którą prasa zielonej sekty karmi umysły swych czytelników. Podstęp, nieuczciwość, zdrada znamionuje ich kroki. Jak nietoperze, jak sowy, wojują w ciemnościach, w nocy, wtedy, kiedy katolicy zaskoczeni napaścią nie zdołali się zorientować, kiedy nie podobna rozeznać, co prawdą a co fałszem. Wtedy umieją napadać. Ale z chwilą, w której dochodzenia sądowe rzucają pierwsze promienie światła na ich faryzeuszowską obłudę, kryją się jak tchórze, ratuje ucieczką po to, aby z innej strony wrócić do ataku pod osłoną świeżego oszczerstwa. A gotowych potwarzy mają w swych magazynach zasób niewyczerpany. I tak wciąż bez końca.

Ten sam instynkt zniszczenia, podobne zwyrodnienie, wspólne poczucie brutalności, kłamstwa, nienawiści i obłudy zbratało z wolnomularstwem prasę radykalną i socjalistyczną. Sojusz ten zaznaczył się bardzo wyraźnie w r. 1901, kiedy to skombinowane wycinki z teologii moralnej św. Alfonsa posłużyły takiemu pornograficznemu Asino i całej falandze pokrewnych mu piśmideł za pretekst do najohydniejszych napaści na wszystko co katolickiemu sumieniu drogie i święte.

Co się od tego czasu dzieje we Włoszech, to przechodzi wszelką miarę. Skojarzonymi siłami rozbudzili antykatoliccy pismacy chorobliwą ciekawość, żądzę zgorszenia, naprężenie zmysłowe, które podtrzymują nieprzerwanym szeregiem skandalów i skandalików, pojawiających się na szpaltach z dekoracją nęcących nagłówków o tłustym druku, z ilustracją obrzydłą, z bogatym opisem szczegółów osób, miejsc, z kompletną inscenizacją zmyślonych faktów. Aby zbydlęconym tłumom idiotów i libertynów dostarczyć zgniłej strawy, reporterzy uganiają się za interwiewami z panienkami, ze starymi babami i medykami, wzbogacają pisma drobiazgowymi opisami rozkoszy i malują czyny niebyłe z takim luksusem barw i podniecającym bogactwem sensacji, że doprowadzili czytelników do manii skandalów.

Kiedy to podrażnienie doprowadzono do największego napięcia, pojawił się pamiętnik Bessona, skandal ze wszystkich najbrudniejszy. W nagościach, w orgiach w sprośnych rytuału masońskiego obrzędach chciano sponiewierać imię salezjańskie, honor kleru, nieskalaną piękność Kościoła. Grunt pod tę robotę był od dawna przygotowywany, chwilę wybrano najodpowiedniejszą, tło obrazu było po mistrzowsku wykończone; wszystko przemawiało za tym, że cios taki będzie dla katolicyzmu klęską niepowetowaną.

Ale rachuby zawiodły okropnie! Czarne brudy salezjańskie nie utrzymały się w świetle krytyki. Zbladły, zginęły. Pamiętnik Bessona, zaalarmowawszy prasę światową, przestał istnieć. Znikł tak, jak znika fikcja, jak z czasem znika każdy fałsz i głupota. Zamiast wolnomularskiego poklasku, zamiast spodziewanych krzyżów kawalerskich, urzędnicy polityczni i policyjni wyżebrali śmiesznym wystąpieniem z dnia 29 i 30 lipca powszechne oburzenie i wzgardę. Bramy kryminału otwarły się nie przed ludźmi w habitach zakonnych, ale przed wyperfumowanymi, przekupionymi złotem masońskim twórcami potwarzy.

Upadek kłamstwa nie mógł być sromotniejszy; zupełniejszej klęski nie mogli ponieść oszczercy. To chwila stanowcza, moment w walce wolnomularstwa z Kościołem niezmiernie ważny. Jaka nagła zmiana! Najbezczelniejsi i świadomi szerzyciele bajek bessońskich, udają roztargnionych i do tego stopnia, że na pozór o wszystkim zapomnieli, nic nie słyszą, nic nie czytają! Wyuzdane pióro czerwonych pismaków do niedawna tak wymowne, uszczypliwe, poetyzujące, zamarło im w skostniałych palcach! Po uderzeniu we wszystkie wojownicze tony, po wyczerpaniu całego słownictwa plugastw i wyzwisk, masoneria stanęła wobec przegranej na stanowisku negatywnym, rzuciła swym redaktorom hasło milczenia!

Trzeba im to przyznać: działają konsekwentnie, roztropnie, celowo. Opracowali potwarz, rozdęli ją sztucznie, napełnili nią świat cały. Co to ich kosztowało! Mieliżby się przyznać do oszczerstwa? Mieliżby zapomnieć o swej nieuczciwości? Nie! Na to nie pozwala logika przewrotu. Szkody wyrządzone, bezecna kampania niech trwają, niech się przedłużają, uwieczniają! Cofać potwarz byłoby wyparciem się podstawowej zasady: Mentez, mentez toujoursil en restera quelche chose!

To słowo finałowe, którego wolnomularstwo i socjalizm po kilku tygodniach maniackich krzyków dopowiedzieć nie chcą, brzmiałoby w ich ustach: klęska. Zgromadzenie Salezjańskie, Wiara, duchowieństwo wychodzą z walki zwycięsko.

Zwyciężyliśmy! Ale zwyciężyć, zwyciężyć po długim i krwawym boju a potem ze zwycięstwa nie skorzystać, przejść nad nim do porządku dziennego to błąd, którego następstwa równają się nieraz skutkom samej przegranej.

Zwyciężyliśmy! Pod stopami naszymi, w kałuży błota i własnych brudów, leży w tej chwili upokorzona, własną bronią pokonana prasa masońska i socjalistyczna. Zwyciężyliśmy! Kolosalny gmach kłamstwa, w którym chciano obnażyć kler katolicki i urządzić wystawę jego rzekomych lubieżności, zapadł się z łoskotem i pogrzebał popularność swych twórców. Zwyciężyliśmy! Szalony atak złości i hipokryzji skierowany w samo serce wiary, w samą źrenicę Kościoła rozbił się sromotnie o niewzruszoną skałę prawdy, którą chciano obejść i ignorować. Zwyciężyliśmy! Świadomość tego faktu niech porywczą falą ogarnie najszersze koła katolickiej ludności, niech ją unosi do czynu i boju. Zwyciężyliśmy, bo zmierzyliśmy się z wrogami, bośmy się ich nie ulękli, bo walki i z nimi nie uważaliśmy za poniżenie.

Protestować, napaści wzgardą zbywać, z góry traktować nieprzyjaciół, nie zniżać się do rozprawy z nimi, to nasze błędy, to nasza wsteczność. Kto przy tym się upiera, ten nie uchwycił demokratycznej treści naszych czasów, ten się nie obliczył z ujemnymi skutkami, jakie dla sumienia katolickiego pociąga za sobą nasza obojętność na zaczepki i kalumnie socjalistów. Szliśmy dotąd tą drogą, to prawda - ale byliśmy zarazem świadkami jak zuchwalstwo przewrotnej prasy przeszło wszelkie granice a zbałamucenie ludu coraz większe, coraz głębsze wyrządza sprawie Bożej, narodowej i społecznej szkody nieobliczone.

Socjalizm rósł naszą wzgardą, naszą arystokratyczną dumą i wyższością. Już czas spojrzeć mu w oczy, rozprawić się z nim w dziennikach i trybunałach. Nastał czas pracy i walki! Kiedyż to pojmiemy?...


Druk: "Wiadomości Salezjańskie", 12(1907), s. 311-313;
także: Dzieła, s. 41-43.

Drukuj cofnij odsłon: 15788 aktualizowano: 2011-12-21 10:27 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone