ks. Jan Guzikowski TChr

Odszedł człowiek, który sercem ukochał Polonię - Ksiądz Ignacy Posadzy.


 

Ziemia, na której żył podzielony zachłannością zaborców Naród Polski skuta była mrozem i pokryta białą, puszystą powłoką śniegu, gdy 17 lutego 1898 roku w Szadłowicach koło Inowrocławia, w rodzinie Jakuba i Katarzyny Posadzych zakwilił głos nowonarodzonego, ósmego z kolei już dziecka, które na Chrzcie świętym otrzymało imię Ignacy.

Nie był bynajmniej najmłodszą latoroślą kochających się i cieszących się wśród sąsiadów wielkim szacunkiem małżonków. Po Ignacym urodziło się jeszcze czworo dzieci. Wszystkie były radością rodzinnego domu i przedmiotem wielkiej, nacechowanej miłością troski rodziców. Chociaż czasy były bardzo ciężkie i trudne, Państwo Posadzowie jako ludzie wielkiej wiary i gorącego patriotyzmu starali się wychować dzieci jak najlepiej; wszczepiali w ich serca miłość do Boga i do umęczonej rozbiorowym rozdarciem Ojczyzny - Polski.

"Kto ty jesteś ? - Polak mały!"

Na owoce nie trzeba było długo czekać: Gdy w 1905 roku zastrajkowały dzieci wrzesińskie nie chcąc mówić pacierza po niemiecku, strajkiem solidarnościowym poparły je dzieci w szadłowickiej szkole, do której mały Ignaś uczęszczał już od roku. Z zapałem i z dumą powtarzał wierszyk, którego nauczyła go mama : ,,Kto ty jesteś? - Polak mały!...".

W 1908 roku Ignacy kończy szkołę w Szadłowicach i przenosi się do gimnazjum w Inwrocławiu. Nie ma tu łatwego życia. Niemieccy, na siłę germanizujący nauczyciele są ogromnie wrogo nastawieni do ucznia, który zdradza zapędy patriotyczne, który potajemnie uczy się języka polskiego, czytuje polskie książki, recytuje polskie wiersze i fantastycznie zna historię Polski. Uczy się jednak dobrze - nie mogą więc wyrzucić go z gimnazjum. Kończy je jakby w przeddzień zmartwychwstania Polski, w 1917 roku.

Na drodze do kapłaństwa

W parze z patriotyzmem wzrastała w Ignacym żywa wiara i bazująca na niej religijność. Od kiedy kiełkowało w jego duszy powołanie do kapłaństwa? W każdym bądź razie po zdaniu egzaminu dojrzałości zgłosił się do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Niestety, Seminarium to w okresie wojny 1914-1918 zostało zamienione na szpital wojskowy. Ówczesnych kandydatów do kapłaństwa z tego terenu wysyłano na studia filozoficzno-teologiczne do Münster i do Fuldy. Tak więc również Ignacy stał się emigrantem i znalazł się w głębi Niemiec, z dala od rodzinnych stron i od swoich. Swoich jednak tu spotkał. Byli to Polacy przybywający w te strony na prace sezonowe. Podtrzymywany z nimi kontakt pozwolił mu poznać ich gorzki los emigranta, ich opuszczenie i grożące im niebezpieczeństwa.

Po zakończeniu wojny wraca do wolnej Polski; kończy studia seminaryjne i 19.02.1921 roku, w katedrze gnieźnieńskiej, z rąk biskupa Kloskiego otrzymuje święcenia kapłańskie.

Po święceniach pracuje w kolegiacie farnej w Poznaniu a od 1924 roku poświęca się pracy wśród młodzieży. Jest prefektem Seminarium Nauczycielskiego Męskiego a następnie Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego w Poznaniu.

Działalność literacka

Ksiądz Posadzy był obdarzony wspaniałym talentem literackim. Obrazowość, poetyczność, piękno stylu i ogromna sugestywność porywały nie tylko jego słuchaczy, ale zjednywały mu chętnych czytelników i to zarówno wśród księży jak i wśród świeckich; artykuły jego czy książki czytali z jednakowym zainteresowaniem ludzie z cenzusami naukowymi jak i ludzie prości.

Jako młodziutki ksiądz pisywał i był współredaktorem "Biblioteki Kaznodziejskiej" i "Wiadomości dla Duchowieństwa", współpracował ze swoim serdecznym przyjacielem, księdzem Nikodemem Cieszyńskim, wydawcą ,,Roczników Katolickich".

Ogromny rozgłos wśród polskich czytelników przyniosły mu bardzo poczytne i rozchwytywane wprost książki: "Drogą Pielgrzymów", w której wspaniale i wszechstronnie ukazał los polskich emigrantów i druga: "Przez tajemniczy Wschód" przybliżająca czytelnikowi sytuacje geograficzne, religijne, społeczne, gospodarcze i polityczne krajów, przez które przemierzał udając się na Kongres Eucharystyczny do Manilii. Ostatnie wydanie tej drugiej książki nosi tytuł "Na Kongres Eucharystyczny do Manilii" i jest okrojone o dwa ostatnie rozdziały, które nie uszłyby nożycom cenzury.

Droga Pielgrzymów - Emigrantów

Emigracyjna dola rodaków była przedmiotem wielkiego zainteresowania księdza Posadzego i jego kapłańskiej troski. Myśl, że na wychodźstwie, na emigracji, giną polskie dusze, nie pozwalała mu spokojnie żyć. Od 1922 roku wszystkie swoje wakacje kapłańskie wykorzystuje na duszpasterskie odwiedzanie skupisk Polaków w Niemczech, Francji, Danii, Czechosłowacji i Rumunii. Swój niepokój i swoje spostrzeżenia przedstawia nowemu arcybiskupowi poznańskiemu, Księdzu Prymasowi Augustowi Hlondowi. Z jego już polecenia w 1929 roku przemierza polskie skupiska w Brazylii, Argentynie i Urugwaju, a w latach 1930-1931 wizytuje polskie placówki duszpasterskie w tych krajach.

Współzałożyciel Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej

W 1932 roku z polecenia i według idei przewodnich kardynała Augusta Hlonda, głęboko zaniepokojonego sytuacją polskich emigrantów i stanem duszpasterstwa emigracyjnego, organizuje życie nowego zgromadzenia zakonnego, składającego się z księży, braci pomocników duszpasterskich i kleryków, którego jedynym celem zewnętrznym będzie opieka duszpasterska nad polską rzeszą wychodźczą. 22 sierpnia tego roku z grupą pierwszych kandydatów zdecydowanych na wszystko, byle Wolę Bożą spełnić i Chrystusowi pozyskać jak najwięcej dusz braci żyjących na emigracji, udaje się do Potulic koło Nakła nad Notecią, gdzie w darowanym przez hrabinę Anielę Potulicką pałacu otwiera pierwszy dom zakonny i pierwszy nowicjat nowego zgromadzenia zakonnego nazywanego przez ludzi Seminarium Zagraniczne, którego nazwa kanoniczna ostatecznie ustaliła się jako Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej. Ksiądz Ignacy Posadzy jest jednocześnie pierwszym nowicjuszem, pierwszym wychowawcą (magistrem) nowicjatu, pierwszym przełożonym domu zakonnego i pierwszym przełożonym generalnym (na początku mówiono "naczelnym") Towarzystwa. Jest wiernym realizatorem wskazówek, poleceń i przepisów kardynała Augusta Hlonda - Założyciela, wyrażonych ustnie, w listach i wreszcie w "Ustawach Towarzystwa". Wziął na siebie trud praktycznego formowania nowego zgromadzenia - stąd Towarzystwo Chrystusowe uznaje księdza Ignacego Posadzego za swego Współzałożyciela (Uchwała Kapituły Generalnej w 1951 roku).

Potulickie początki

Trud Ojca - bo tak nazywano księdza Posadzego od początku istnienia Towarzystwa - około nadania pełnego rozruchu nowemu zgromadzeniu był nie do opisania: Przekształcenie potulickiego, hrabiowskiego pałacu i jego zaplecza na dom zakonny, otwarcie własnej drukarni i wydawnictwa "Mszy Świętej" i "Głosu Seminarium Zagranicznego", zapewnienie środków utrzymania dziesiątkom przychodzących młodzieńców, ich formacja zakonna i wykształcenia zawodowe (dla braci) czy seminaryjne (dla kleryków) - to wszystko spoczywało na jego barkach. Początkowo klerycy, po ukończeniu nowicjatu szli do Seminarium Duchownego w Gnieźnie, by tam przygotowywać się do kapłaństwa. Ojciec szybko jednak się zorientował, że na dłuższą metę będzie to niemożliwe. Dlatego razem z Kardynałem-Założycielem podejmują decyzję zbudowania własnego seminarium w Poznaniu. Przybywa Ojcu nowy trud: zabieganie o zdobycie środków materialnych na budowę, potem o szybkie ukończenie przynajmniej jednej części zaprojektowanego budynku, by mogli w niej zamieszkać klerycy (otwarcie nastąpiło w 1936 roku).

Trud jednak i troskę słodziła Ojcu radość: doczekał się już pierwszych księży, wyświęconych spośród jego młodszych braci Chrystusowców i pierwszych ich wyjazdów do pracy duszpasterskiej wśród Polonii (Anglia. Rzym, Estonia).

W wojennej zawierusze

1 września 1939 roku - wybuch wojny uderza mocnym ciosem w Ojca i w Towarzystwo. Kolejno trzeba opuszczać Potulice i Poznań. Wojenną tułaczkę ksiądz Posadzy przeżywa przede wszystkim w Generalnym Gubernatorstwie. Jest ona znaczona rekolekcjami głoszonymi do sióstr zakonnych i księży, a nade wszystko staraniem, by swoją rozproszoną trzódkę utrzymać, by ją - na ile tylko się da - od czasu do czasu gromadzić razem na dniach skupienia czy rekolekcjach, by klerykom zapewnić dach nad głową i kontynuację studiów seminaryjnych, by księżom i braciom umożliwić pełnienie misji wśród Polaków wysiedlonych i wywożonych na przymusowe prace do Niemiec. W tym względzie trud Ojca był tym większy, że stale musiał działać w ukryciu, często przez innych Współbraci, bo był znienawidzony i poszukiwany przez gestapo.

Pięć lat takiego życia wyczerpuje bardzo Ojca. Ma kłopoty ze zdrowiem. W 1945 roku jest już tak źle, że prosi ks. Floriana Berlika o Sakrament Namaszczenia Chorych i gotuje się na śmierć. Kres jego pielgrzymowania po ziemi nie zakończył się jednak jeszcze. Bóg potrzebował go jeszcze do dalszych zadań. Powoli wraca Ojciec do zdrowia, do sił. Organizuje powojenne życie Towarzystwa i jako Przełożony Generalny przewodzi mu do połowy 1968 roku, do kolejnej Kapituły Generalnej Towarzystwa, na której ze względu na nienajlepszy stan zdrowia ostatecznie zrzeka się przełożeństwa.

Siostry Misjonarki Chrystusa Króla

Wizytacje jakie przeprowadzał, rozmowy z przyjeżdżającymi z zagranicy współbraćmi bardzo często kończyły się apelami do Ojca o pomoc w uzyskaniu sióstr zakonnych do pracy parafialnej za granicą. Mimo wielkich więzi Ojca ze zgromadzeniami żeńskimi jego interwencja w bardzo nikłym tylko stopniu była skuteczna. Podejmuje tedy myśl, by założyć nowe zgromadzenie sióstr, które podobnie jak Towarzystwo miałoby za cel pracę wśród Polonii. W 1959 roku, w Morasku koło Poznania, zakłada Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla, które aktualnie zaczynają upowszechniać swą obecność wśród Polonii, pomagając duszpasterzom polskim, szczególnie Chrystusowcom w ich pracy parafialnej.

Ojciec dwóch rodzin u mety życia

Odtąd dwie rodziny zakonne są przedmiotem jego ojcowskiej troski: Towarzystwo Chrystusowe i Siostry Misjonarki Chrystusa Króla.

Jak długo starczyło mu sił zaglądał do Domu Głównego Towarzystwa Poznaniu i do Domu Głównego Sióstr Misjonarek w Morasku. Jeden i drugi dom cieszyły się zawsze z jego przybycia, z każdego przezeń powiedzianego słowa, z każdego zapewnienia o modlitwie.

Ojciec zawsze modlił się wiele, ale szczególnie modlitwą wypełniał czas ostatniej choroby, która od kilku miesięcy ograniczała możliwość poruszania się, a w ostatnich tygodniach zupełnie przykuła go do łoża boleści. Przytomny niemal do ostatniej godziny swego życia pamięcią, modlitwą i krzyżem swojego cierpienia ogarniał swoje rodziny zakonne i ich domy, swoich księży, kleryków, braci i swoje siostry zakonne z Moraska. Nie zapominał też swoich przyjaciół, których miał bardzo wielu.

Zmarł 17 stycznia 1984 roku w Puszczykowie koło Poznania.

Należałoby w tym miejscu scharakteryzować duchowość księdza Posadzego. Uczynił to w krótkich słowach najwyższy autorytet Kościoła, Ojciec święty Jan Paweł II w osobistym telegramie nadesłanym na ręce aktualnego przełożonego generalnego Towarzystwa Chrystusowego, ks. dr Edwarda Szymanka, który był odczytany podczas uroczystości pogrzebowych, który brzmi następująco: "Po śmierci ks. Ignacego Posadzego, Współzałożyciela Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej oraz Założyciela Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla, łączę się w żałobie i modlitwie z osieroconymi zgromadzeniami i na ręce Księdza Generała wszystkim, którzy boleśnie odczuwają Jego odejście składam wyrazy współczucia. Razem z Wami dziękuję Wszechmogącemu Bogu za długie życie i dzieło Człowieka ukształtowanego przez łaskę i Szafarza łaski, który głęboko wpisał się we współczesne dzieje Kościoła w Polsce, Człowieka wiary, kontemplacji i apostolstwa, Człowieka Bożego. Z osobistego zjednoczenia z Chrystusem Odwiecznym Kapłanem czerpał światło i nadprzyrodzoną moc do wykonania posługi celem budowania Ciała Chrystusowego (Ef. 4,12). Modlimy się gorąco, by Odkupiciel przyjął teraz swego sługę do wiecznej radości i modlimy się, by dziedzictwo sługi żyło i rozwijało się w szczególny sposób w Jego duchowych Synach i Córkach: Obu Zgromadzeniom, Rodzinie, Przyjaciołom Zmarłego oraz uczestnikom pogrzebowych uroczystości z serca błogosławię. Jan Paweł II papież. Watykan dnia 21 stycznia 1984 r.".

Pogrzeb ks. Ignacego Posadzego

Uroczystości pogrzebowe były wielką manifestacją wyrażającą wdzięczność Bogu za człowieka, którego dał Kościołowi, Narodowi Polskiemu a szczególnie tej jego cząstce, co rozproszona jest po wszem świecie.

Rozpoczęły się w niedzielę 22 stycznia o godzinie 14.00 w puszczykowskim kościele parafialnym. Mszy świętej koncelebrowanej przewodniczył pierwszy biskup chrystusowiec, ksiądz biskup Stanisław Stefanek ze Szczecina i on wygłosił homilię. W imieniu parafian Puszczykowa żegnał Ojca miejscowy proboszcz, ks. Kazimierz Pielatowski.

Po Mszy św. trumnę przewieziono do Domu Głównego Towarzystwa w Poznaniu, gdzie po nieszporach i przemówieniu Księdza Generała przez całą noc przy otwartej trumnie swego Współzałożyciela i Założyciela trwali na modlitwie bracia, klerycy, księża i siostry.

W poniedziałek 23 stycznia o godzinie 9.30 z Seminarium Zagranicznego przy ulicy Lubrańskiego wyruszył kondukt pogrzebowy, który pod przewodnictwem metropolity poznańskiego, księdza arcybiskupa Jerzego Stroby, po białym śnieżnym kobiercu zdążał ku poznańskiej katedrze. O 10.00 rozpoczęła się Msza św., którą koncelebrowało 12 biskupów i ponad 180 księży. Koncelebrze przewodniczył ksiądz arcybiskup Stroba, a kazanie wygłosił ksiądz biskup Marian Przykucki z Pelplina, serdeczny przyjaciel zmarłego. We Mszy św. brali udział - poza najbliższą rodziną Ojca - ksiądz biskup Wilhelm Pluta z Gorzowa, Przełożeni Wyżsi polskich rodzin zakonnych, licznie zebrani księża, którzy nie koncelebrowali, wszyscy klerycy z Seminarium Towarzystwa Chrystusowego, z Arcybiskupiego Seminarium Duchownego, klerycy od Ojców Dominikanów i od Ojców Karmelitów, Siostry Misjonarki i przedstawicielki żeńskich zgromadzeń zakonnych oraz bardzo liczna rzesza wiernych.

Liturgię pogrzebową w katedrze odprawił ksiądz biskup Stanisław Szymecki z Kielc. On też wyprowadzał kondukt żałobny do samochodu pogrzebowego, który trumnę przewiózł na cmentarz komunalny na Miłostowie, gdzie Towarzystwo Chrystusowe ma swoją wyodrębnioną działkę dla swoich zmarłych.

Na cmentarzu znowu zrobiło się tłoczno, gdy ksiądz biskup Marian Przykucki w asyście trzech księży biskupów oraz przy udziale wszystkich chyba uczestników we Mszy św. odprowadzał ciało Ojca na miejsce jego wiecznego spoczynku. Trumnę Ojca złożono pod figurą Chrystusa Zmartwychwstałego pomiędzy innymi współbraćmi spoczywającymi na małym cmentarzyku Towarzystwa.

Słowami podziękowania Ojcu za jego dzieło i wszystkim uczestnikom za udział w pogrzebie, Przełożony Generalny zakończył smutny dla nas obrzęd rozstania się ze Współzałożycielem naszej wspólnoty zakonnej, z kimś, kto był nam wszystkim ogromnie bliski. Smutek ten jednak opromieniała wiara w zmartwychwstanie i nadzieja, że ze Zmarłym spotkamy się znowu w domu najlepszego Ojca.


Druk: "Głos Katolicki" 11(1984), s. 7-9.

odsłon: 7923 aktualizowano: 2012-01-14 15:46 Do góry