Ostatnie słowa Kardynała Prymas.

Wtorek 19 X 1948.
Czuję, że siły mnie opuszczają... Od pięciu dni jestem umierającym człowiekiem...

Środa 20 X 1948.
Jutro w procesji będzie przyniesiony Pan Jezus, aby pokazać ludziom, że Arcybiskup jest zaopatrywany i aby się nie lękali przyjmować Sakramentów świętych. Wobec całej Kapituły przyjmę Wiatyk i ostatnie namaszczenie. Zrobię testament i mogę spokojnie odchodzić...
Jutro przyjmę ostatnie namaszczenie, a potem was opuszczę.

Czwartek 21 X 1948.
Niech teraz wyjdzie stąd wszystko, co doczesne, niech wejdzie wieczność!...
A teraz was błogosławię i waszą trzodę i wasz lud i Warszawę. Aby Królestwo Boże powiększało się (...) i osiągnęło zwycięstwo. Walczcie z ufnością! Pod opieką błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie! A po zwycięstwie nie zapomnijcie o mojej duszy.
Na razie pochowajcie mnie gdziekolwiek, potem znajdźcie jakiś skromny kącik w katedrze św. Jana i tam złóżcie me szczątki. Chciałbym być pochowany w Warszawie dlatego, że jestem pierwszym Prymasem, który przyszedł do Warszawy...
Teraz już nie mam żadnych zaległych rachunków. Mogę odejść i odchodzę z radością. Pracowałem dla Chrystusa i dla Polski i pracowałbym jeszcze, ale wszystko w ręku Boga i Matki Najświętszej. A jeżeli przeżyję to straszne przejście, to będę inny...
Niczego mi nie żal. Do nikogo i niczego się nie przywiązywałem, więc z radością odchodzę. Żal mi tylko moich grzechów, bo nie zawsze dopełniłem, co mi Bóg zlecił. Ale ufam i mam nadzieję, że Pan Bóg weźmie mnie za uszy i wciągnie do nieba, bo niejedną dla Niego ofiarę wykonałem i jedynie Jego chwały chciałem.
Niech siostra nie płacze, trzeba pogodzić się z wolą Bożą, bo Bóg najlepiej wie, co robi. Ja odejdę, przyjdą inni, będą moje dzieło prowadzili a może i lepiej ode mnie gospodarzyli... Siostry, z różańcem w ręku módlcie się o zwycięstwo Matki Najświętszej.
Jeżeli mnie nie będzie, wy walczcie, aby sprawa boża zwyciężyła.
Dziękuję Bogu za wszystkie łaski i dobrodziejstwa. Byłem kardynałem, a żyłem jak zakonnik...
Módlcie się - uratować mnie może tylko cud Matki Najświętszej... Siły szatańskie zwyciężyły moje ciało. Lecz wy walczcie dalej. Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa...
Nie rozpaczajcie! Nie rozpaczajcie! Lecz zwycięstwo gdy będzie, będzie zwycięstwem błogosławionej Maryi Dziewicy. Dziękuję wam, błogosławię Was!

Piątek 22 X 1948.
Gdyby się agonia przedłużała - niechaj przyjdą klerycy i śpiewają miserere.
Dzisiaj jest 22 października - dzień Matki Boskiej szczęśliwej śmierci. Błogosławieni umarli, którzy w Panu umierają!
Niedługo napiszą: "Dnia dwudziestego drugiego października zmarł Kardynał August Hlond"... W obliczu śmierci trzeba być radosnym. Wszystkich nas to spotka. Trzeba śmierć pogodnie przyjmować. Ona jest przejściem do lepszego życia. Jest drogą do wieczności...
Nie mam żalu do nikogo. Bez żalu odchodzę. Bóg zapłać za wszystko.
Zawsze pracowałem dla Kościoła, dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra narodu polskiego. Byłem zawsze wiernym synem Kościoła św. i sumiennie spełniałem zlecenia Ojca św., bo widziałem w nim zastępcę Chrystusa na ziemi...
Zawsze kochałem Polskę i będę się w niebie za nią modlił.
Proszę zatelefonować do Seminarium i poprosić kleryków, by się modlili za konających... Niech siostra idzie po księży? Niechaj się modlą...
Proszę powiedzieć Ojcu świętemu, że mu byłem zawsze wiernym.
Miserere mei Deus... Odpocznę trochę.
Wyjdźcie!... Niech siostra zawoła księży...


Druk: Daj mi dusze, s. 316-318.

odsłon: 6702 aktualizowano: 2012-01-02 14:47 Do góry