Warszawa, dnia 24 września 1946.
Rozumieć go należy jako uderzenie na trwogę. Zgubą zagraża nam powojenna nędza. Wycieńczona podrywa żywotne siły narodu. W tym przeraźliwym położeniu radzimy sobie cichym i upornym wysiłkiem poświęcenia, na jaki się żaden inny kraj nie zdobył, ale mimo własnego trudu i mimo szczodrej pomocy szlachetnych narodów nie możemy się oderwać od zmory niedostatku. Szerokie warstwy są bezwzględnie zdane na naszą pomoc. Obowiązuje nas dalej solidarna akcja ratunkowa głównie na rzecz dzieci polskich, które powinniśmy za wszelką cenę ustrzec od dalszego fizycznego i moralnego mamienia.
Na tle tej rzeczywistości, której taić nie wolno, Tydzień Miłosierdzia ma być kursem praktycznej miłości bliźniego i narodowej solidarności, szkołą zmysłu społecznego i odpowiedzialności za losy Rzeczypospolitej. Tydzień Miłosierdzia głosi szacunek dla ubogich, odwołuje się do ludzkiej wrażliwości na niedostatek bliźniego, potęguje współczucie dla nieszczęśliwych, głosi zasadę braterstwa, a nade wszystko powołuje się na naukę i przykład Zbawiciela.
Tydzień Miłosierdzia wzywa do ofiarnego czynu i zwraca się do narodu słowy św. Jana (J 3, 18): Nie miłujemy słowem ani językiem, ale uczynkiem i prawdą. Stąd zbiórki pieniężne. Stąd zwózki żywności i obuwia. Czyn miłosierny jest probierzem miłości. Egzamin ten zdały. Musimy się dzielić ostatnim groszem. Kwestarze Tygodnia Miłosierdzia będą mieli wielkie powodzenie po miastach, a wieś otworzy Caritasom swe spichrze i komory.
Przedwojennym zwyczajem akcją Tygodnia Miłosierdzia kierują Caritasy, które powinny się odbudować we wszystkich parafiach jako praktyczny wyraz tej miłości, bez której chrześcijaństwo nie byłoby chrześcijaństwem. Wszędzie niech powstają i działają Caritasy i jak rok długi niech się właśnie przyczyniają do ratowania polskiego człowieka i polskich dzieci.
Praca Caritasów jako dopełnienie wiary, powinna mieć swój własny styl, styl ewangeliczny, styl religijny i społecznej dynamiki, styl bratniego styku z człowiekiem, styl poświęcenia i cierpliwości, oddania i chętnej posługi. O takiej służbie mówił Zbawiciel: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili (Mt 25,40).
Po bohaterstwie oporu i walki trwać musimy w heroizmie miłości, wzajemnej ofiary i poświęcenia dla zdrowia narodu. To zespoli nas ostatecznie, uchroni od utraty uzdolnień rasowych i da nam dech wielkości. Nie powinniśmy się mniej wspierać jak w czasie powstania warszawskiego i w obozach śmierci. Chodzi o tę samą wielką rzecz - o byt i przyszłość.
Druk: "Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie" 2(1946), s. 59-60;
także: Dzieła, s. 841-842.