Gdy przyjdzie pełnia czasów.

Lourdes, grudzień 1942.

Obrzęd wigilijny spotęgował tęsknotę za krajem. Jakżeż nam w ten trzeci już wieczór kolędowy na wygnaniu ciężko było bez Polski i bez pracy dla niej! Niejednemu już się dusza strzępi od bezczynu i uchodźczej pustki życiowej. Byle wrócić, byle się nareszcie przytulić do Polski i nią wyleczyć duszę, serce, nerwy! Kiedyż przyjdzie nasza pełnia czasu?

Gotowiśmy sądzić, że tylko o to chodzi. A jednak czy dla Polski i jej przyszłości problem ducha, z którym wrócimy, nie jest ważniejszy niż sam nasz powrót? Wierzę, że Polska odbuduje się bez względu na to ilu z nas i kto z nas wróci. Da sobie radę bez każdego z nas. Jej dziejowego wzlotu nie zahamuje ubytek paru tysięcy uchodźców, ale fatalnie zaciążyłoby na nim, gdybyśmy stanęli w Kraju z tym, co go już poprzednio męczyło i rozkładało. Polska nie będzie potrzebowała nas jako liczby, chociaż wszystkich z macierzyńskim sercem przygarnie. Będzie natomiast potrzebowała naszych wartości, naszego wkładu, a głównie naszych zdrowych sił moralnych. Bo nasza pełnia czasu oznacza nie tylko odbudowę Państwa, ale przede wszystkim tchnienie nowego ducha w zrezygnowaną zbiorowość narodową, a tego nie osiągnie się przez same reformy ustrojowe, na to potrzeba rechrystianizacji całego polskiego życia.

Gdy się w cichą noc dokonywała tajemnica Wcielenia Słowa, którą wspominamy obchodem uroczystości Bożego Narodzenia, świat umierał z duchowego wyczerpania, wśród moralnej anarchii, tak dosadnie oddanej w swetoniuszowskich portretach rzymskich cezarów. Ludzkość stała wobec absurdu dziejów, staczając się w straszliwy kataklizm i nie znajdując w sobie pierwiastków odrodzenia. Wtedy to przyszła pełnia czasów, Bóg zesłał Syna swego. Chrystianizacja świata przyniosła odrodzenie starym, zmęczonym, ginącymi narodom, a zarazem stała się ideą ośrodkową dziejową nowych ludów, zdrowych i prężnych, które z przyjęciem Ewangelii zdobywały dostęp do cywilizacji i dziejów. W cieniu krzyża narastały nowe wieki, rodziły się wielkie czasy, zakwitła kultura, narody odnalazły drogę ku wielkości, potędze i szczytom postępu.

Dzisiaj stoimy przed nowym absurdem dziejowym. Dotykamy znowu dna duchowej niemocy człowieczej. W stosunkach ludzkich zapanował bezład, normy współżycia zawisły w powietrzu. Barbarzyństwo, spustoszywszy Europę potopem gwałtów, krzywd, krwi, chce się utrwalić na całe tysiąclecie. Jak się to stało? Jak to jest możliwe po dziewiętnastu wiekach chrześcijaństwa?

Rzecz jest jasna.

Kataklizm jest następstwem dechrystianizacji życia, jest wynikiem apostazji od Chrystusa i Jego prawa, jest rezultatem przywróconego pogaństwa. Apostazję tę przygotowywano i szerzono od dłuższego czasu w literaturze, w kulturze, szkole i rodzinie, ruchach społecznych i politycznych, a najzawzięciej w życiu państwowym. Zewsząd wypierano myśl chrześcijańską. Laicyzowano sumienie. Ostentacyjnie deptano prawo boże. Tak odebrano wielkim połaciom Europy zmysł chrześcijański i stworzono w duszach pustkę moralną, której żadne sztuczne normy etyczne wypełnić nie zdołały. Tak wydrążono i zdegradowano człowieka pod pretekstem obrony jego praw i postępu. Tak wydano współczesność na łup neopogaństwu, które wyparłszy się w końcu formalnie chrześcijaństwa i wyzwoliwszy się uroczyście z wszelkich przepisów prawa bożego, mogło już swobodnie pohulać w Europie. Tak doszło ostatecznie do dywinizacji krwi plemiennej, do apoteozy najazdu i perwersyjnego okrucieństwa, do gloryfikacji kłamstwa, do przywrócenia niewolnictwa, do bezprzykładnego poniżenia człowieczeństwa.

Jedyną skuteczną radą na to jest rechrystianizacja Europy. Orężne rozbicie stalowych zagonów pogaństwa położy kres niewoli, ale nie wyzwoli ludów z wewnętrznej niemocy. Najlepsze polityczne i socjalne reformy pozostaną ramą, w którą należy wstawić zdrowe życie, ducha odrodzenia. A tego ducha już tylko w Ewangelii zaczerpnąć można; wszystkie inne źródła okazały się cysternami rozwalonymi, które wody zatrzymać nie mogą; zawiodły, wyczerpały się po chwilowych, nie zawsze chwalebnych sukcesach. Narodom potrzeba nie zastrzyków, lecz nowego życia.

Potrzeba im odwrotu od pogaństwa, od apostazji, od laicyzmu. Trzeba je wyzwolić od tego, od czego zbutwiały. Trzeba rozwalić świat ateuszostwa, zakłamania, dekadentyzmu moralnego, łatwizny życiowej, pychy, gwałtu, niesprawiedliwości. Nowy człowiek powinien być zdrowy i dostojny w swym człowieczeństwie, ale nie może tkwić w materializmie, lecz duszę powinien szeroko otworzyć na działanie Boga. Trzeba przywrócić cześć dla prawa bożego. Nowa era nie będzie erą bezbożników, apostatów, tyranów, hord grabiących; nie będzie erą wygody, używania, samolubstwa, rozwodów, kabaretów, lecz erą uczciwego, pracowitego, twardego życia, dobrych obyczajów, zwartej rodziny, miłości bliźniego, solidarności ludzkiej i braterskiej. Nastąpi wszelkie przewartościowanie wszelkich walorów, gruntowna rewizja zasad i form życiowych. Wiele rzeczy przepadnie, będzie uproszczonych, uzdrowionych. Dusza odzyska swe prawa, swe stanowisko. Sumienie dozna rehabilitacji, rozjaśnienia i zdynamizowania. Życie nie będzie pojmowane jako zabawa, taniec, rozpusta, lecz będzie miało głęboki sens obowiązku, odpowiedzialności, posłannictwa. Budownicy i twórcy jutra szukać będą natchnienia nie w encyklopedycznych, comtowskich, nietzschowskich, marksistowskich czy meinkampfowskich filozofiach, lecz głównie w starej Ewangelii. W niej odkryją, jak już tylu innych przed nimi, zasadnicze wskazania dla treści duchowej swego powołania i swego dzieła. Dopełni się prawdziwe, chrześcijańskie odnowienie człowieka, który odnajdzie swą wewnętrzną pełnię, równowagę i świadomość swej godności.

Nie stanie się to atoli cudem, chociaż Opatrzność wielką ekspiacją naprowadza ludy na dobrą drogę. Będzie to na ogół ewolucja trudna i długa, w niektórych krajach burzliwa i krwawa. Ale wynikiem poczynającej się nieboskiej komedii będzie przywrócenie człowiekowi tego ewangelicznego horyzontu i tego boskiego życia, które postradał. W krwi i ogniu, we wstrząsach i walkach bratobójczych, w głodzie i zarazach, zmyje Bóg upór ludzkiego buntu i piekło człowieczego grzechu. Osłupiałej ludzkości objawi się prawda biblijna, że kłamała nieprawość sobie, kiedy w siebie wmawiała, że będzie wielka bez Boga i wolna bez Jego prawa. Nad światem odradzającym się z win i prochów dnia wczorajszego zabrzmi znowu, jako ostatnie słowo tej największej dziejowej rozprawy między złem a dobrem, zwycięski grom Archanioła: quis ut Deus?

Na tle tych wszechludzkich rekolekcyj z czymże zamierzamy wrócić do Polski? Z bankrutującym światem apostazji, czy z odrodzonym duchem naszych czasów? Z przepadającym dekadentyzmem moralnym czy z porywem wskrzeszonego życia? Jaka gwiazdka doprowadzi nas do celu pielgrzymich tęsknot, gwiazda Mędrców niosących Bogu dary i hołdy, czy apokaliptyczna gwiazda piołunowa, zwiastująca starą gorzkość, niemoc ducha i rozkład śmiertelny?

Nim z tłumoczkiem ostatnich naszych strzępów wyruszymy w powrotną drogę, przeżyjmy tę wilię tułacza w duchu własnej rechrystianizacji i rechrystianizacji Polski. Idźmy do Odkupiciela po przebaczenie, pociechę i umocnienie, ale przede wszystkim po rozkazy. Postanówmy taką reformę własnego ducha i życia, iżby się nie wbrew nam, lecz przez nas objawiły władczo moc i wielkość nowej Rzeczypospolitej. Już tu, na wygnańczych szlakach, przejdźmy do pełni duchowej, od pozy i fasonu do prawdy, od fasady do rzeczywistych moralnych walorów, od paliatywów do skutecznych środków naprawy, od frazesów chrześcijańskich do życia katolickiego, od fałszywych proroków i spornych półbogów do całego i prawdziwego Chrystusa, do Chrystusa historycznego i ewangelicznego. Pana i zakonodawcy wszystkich wieków. Prostujmy już teraz ścieżki naszego powrotu, strzepując z nóg grzeszny pył przeszłości. W krajach, przez które wiją się gorzkie drogi pielgrzymstwa niech żyją po nas wspomnienia dostojeństwa polskiego. W nowe granice Rzeczypospolitej ponieśmy nie tylko stęsknione serca, ale i dusze znaczone bohaterstwem, chęć służby, żądzę nie porachunków lecz zgody, nie pretensje i skargi, lecz gotowość do poświęceń i ofiar. Wtedy przygarnie nas i przytuli Polska, wielmożna duchem i powołaniem, dostojna męczeństwem i zwycięstwem, władna i twórcza, stara i nowa, niezawodna macierz swych dzieci, ostoja pokoju i sprawiedliwości, przybytek dobra i kultury, świątynia służby Boga i Jasnogórskiej Królowej. Powiedzie nas ku wielkości, bo w najwspanialszy okres swych dziejów.

Kiedy się to stanie?

Gdy przyjdzie pełnia czasów...

 


Druk: Dzieła, s. 725-727.

odsłon: 5161 aktualizowano: 2012-03-08 16:18 Do góry